Biegam po inteligentnym domu, czyli kondycja w czasach pandemii

Dzisiaj znowu będzie nietypowo, trochę mniej techniczne niż zwykle, ale nie obejdzie się bez kawałka kodu. I gadżetów, a jakże. Będzie o stylu życia, o czasach pandemii, siedzeniu w domu, ale też o tym, jak mądrze wykorzystać to co mamy, zamiast użalać się nad swoim losem.

Krótka chwila oddechu w sezonie 20/21

Tak, byłem na nartach w tym roku, odpocząłem nieco od pandemicznej codzienności, wykorzystując każdy możliwy moment na świeżym powietrzu. Tylko na dwa dni niestety. Dłużej się nie dało, bo wprowadzono kolejne restrykcje, rujnując przy okazji Góralom sezon zimowy. Tak, boli mnie, że nie na dłużej i że nie mogę pojechać jeszcze raz. Nie dość jednak mocno. Wczoraj znowu okazało się, że ich ból jest lepszy niż mój, skoro synowie byłej minister mogą bez problemu szusować po pustych stokach… Nic nowego, prawda?

Tradycyjne zimowe aktywności wyleciały z planu utrzymywania kondycji przed letnim sezonem. Cóż robić, trzeba sobie znaleźć coś innego, bo praca informatyka w połączeniu z uwięzieniem w domu, to bardzo niebezpieczna mieszanka. Naturalnym sprzymierzeńcem, niezależnie od sezonu, jest basen, ale przecież te też są zamknięte. Podobnie jak siłownie i prawie wszystko inne.

Rower Lazaro Senatore v3

Latem była chociaż możliwość, żeby pojeździć w sposób w miarę nieskrępowany na rowerze. Jeździłem więc cały sezon moim budżetowym Lazaro Senatore v3. Swoją drogą, mogę ze spokojnym sumieniem polecić ten rower i firmę Lazaro, przynajmniej osobom, które zaczynają jeździć. Przejechałem ponad 2000km w kilka miesięcy i nie nie mogę złego słowa powiedzieć o sprzęcie. Nic się nie popsuło, jeździ świetnie. Nawet bez cienia strachu, w ramach zamknięcia sezonu, wybrałem się z Torunia do Sopotu. Nic nie zawiodło. Fakt, że ja nie jestem bardzo wymagający, bo trasy powyżej 100km robiłem rok wcześniej, na miejskim rowerze kupionym za 250zł. Więc tak, uważam, że jak się chce, to można.

Jak już jesteśmy przy dygresjach rowerowych, to pozwolę sobie na jeszcze jedną. Planując jednodniową wyprawę do Sopotu, jednak nie znając drogi, bardzo mi zależało na użyciu nawigacji, która dobrze wyznacza trasy. Wiem, jak to jest trafić na parę kilometrów głębokiego piachu w środku długiej wyprawy. Eksperymentowałem z różnymi programami i jedne były lepsze, inne gorsze. Bardzo doceniam OsmAnd, ze względu na duży szacunek do świetnego, otwartego projektu OpenStreetMap. Cóż z tego, skoro OsmAnd potrafi zużyć całą energię akumulatora telefonu i zaciągnąć się głęboko z powerbanka, zanim ja jeszcze pomyślę na dobre, dokąd tak naprawdę chcę jechać. Jednak to dzięki temu poszukiwałem dalej i dokonałem odkrycia roku – Locus Map. Program posiadający absolutnie niezwykłe możliwości dostosowania do potrzeb użytkownika. Można powiedzieć, że jest tym dla rowerzystów, czym edytor vi dla administratorów. Na początku nieco nieokiełznany, nieoczywisty w pierwszym kontakcie, ale jak już poza się go bliżej, to docenia się wszystkie wspaniałe cechy. Można dowolnie dodawać różne parametry jazdy na ekranie, modyfikować interfejs użytkownika , nawet dodając obce programy, czy wysyłać cyklicznie zapytania http z pozycją geograficzną i wszystkim o czym tylko zamarzymy. Nasz rower może więc dzielić się do woli informacjami z naszym inteligentnym domem. Coś wspaniałego dla geeków, którzy mogą się świetnie bawić, zanim jeszcze wsiądą na rower. Albo zamiast.

Locus Map

Cóż jednak, jak nie jestem typem człowieka, z entuzjazmem wskakującego na bicykl, gdy za oknem trzaska mróz? Albo jest nieco chłodniej. A nie daj Boże, jak może padać. A już na pewno nie w maseczce. Trzeba było więc wymyślić coś bardziej stacjonarnego, co dodatkowo nie wychładza organizmu. I nie wymaga drogich zakupów.

Schody

I tu dochodzimy do wspaniałego osprzętu sportowego – schodów. Jakoś tak jest, że mam wrodzoną niechęć do biegania. A może nie wrodzoną, tylko nabytą pod postacią traumy ze szkoły. Któż to może wiedzieć. W każdym razie, gdyby na zewnątrz były warunki, które bym uznał za zdatne do biegania, to i tak prędzej wsiadłbym na rower. Nie to, że zupełnie nie umiem i daję się jakimś wspomnieniom zwyciężyć. Spróbowałem 2 lata temu, zwyciężyłem, bo przebiegłem 2 kilometry. Stwierdziłem, że wygrałem i wystarczy, nie ma co dalej ciągnąć tematu.

Tak się jednak składa, szczęśliwie czy nie, że kilka metrów od mojego biurka są schody – 17 niepozornych stopni prowadzących z góry na dół. Albo z dołu do góry, zależy z której strony spojrzeć. 2,7 metra różnicy poziomów pokonywanych na 8 metrach trasy. Tak liczby są dla mnie istotne, bo to co mnie motywuje w treningach to postępy. Jak pływałem, to na 100% i sprawdzałem czy na danym dystansie utrzymywałem tempo i czy pobiłem dotychczasowy rekord prędkości. Na rowerze jeżdżę coraz dalsze trasy, a jak nie mam czasu, to chociaż dbam, by tempo się zwiększało. Inaczej jest to po prostu przejażdżka. Co też nie jest złe, bardzo lubię, ale mnie nie motywuje. Na nartach zresztą też jeżdżę z gpsem.

Jak już doszedłem do wniosku, że będę chodził po schodach, może nawet truchtał, to zrodził się pewien problem. Chodzenie po schodach ze stoperem i liczenie pięter w pamięci jest tak potwornie nudne, że nie zasypiam tylko dlatego, że w ruchu nie jest to łatwe. Moje myśli zaraz wędrują ku filozoficznym rozmyślaniom i mylę rachunki. Cóż, tak już jest – nasza wielozadaniowość jest tak bardzo przeciętna, że aż trudno sięgnąć pamięcią w historię informatyki tak głęboko, żeby znaleźć właściwą analogię. Bo któż jeszcze pamięta system DOS. Podobnie było zresztą na początku z pływaniem. Potem kupiłem pierwszy tracker, który liczył mi baseny, podczas gdy ja rozmyślałem, tnąc wodę jak hipopotam (tak, wbrew pozorom to piekielnie szybkie zwierzęta).

I tutaj dochodzimy, po nieco przydługawym wstępie, do sedna sprawy, czyli do inteligentnego domu. Tak, można odetchnąć, będzie bardziej technicznie. Jako człowiek skrzywiony przez budowanie urządzeń ułatwiających życie w każdym calu, już knułem szczwany plan, gdzie tu umieścić fotokomórki, albo jakiś przycisk, do którego będę dobiegał. Z jakim ekranem to połączyć i jakiego protokołu użyć do komunikacji ze światem. Ale dopadł mnie jednak przebłysk rozsądku, a może był to marazm po-covidowy, trudno powiedzieć. Przypomniałem sobie, że kiedyś powiedziałem, że im więcej zainstalujemy czujników, tym więcej zmysłów ma nasz inteligentny dom. I trzeba zacząć z nich korzystać, zamiast tworzyć bezsensowne byty. Wystarczy trochę pomyśleć i w końcu można użyć wielu gadżetów, które cały czas kupujemy.

Na pierwszy ogień poszedł smartwatch – AmazFit GTS. Właściwie to nigdy nie planowałem zakupu takiego urządzenia. Byłem za to fanem opasek fitnes, choćby ze względu na powiadomienia. Ponieważ jednak wzrok, od ciągłego wpatrywania się w wielki monitor, ani trochę się nie poprawia, więc zmieniłem „banda” na „watcha”. Dość smart, ale bez przesady, a powiadomienia w końcu znowu widać wyraźnie. Dodatkowo całkiem nieźle mierzy puls i pokazuje statystyki treningu. Ktoś mógłby powiedzieć, że to wystarczy do treningu, bo przecież mogę sobie podzielić zrobione kroki przez liczbę stopni i będę mógł sobie wszystko poprzeliczać. Nuda i mało dokładne.

Właśnie, jak już jesteśmy przy nudzie, to ją pozwala zabić radio. Tak jak obecna władza zabiła Trójkę, tak powstałe na jej zgliszczach Radio 357 i Nowy Świat, zabijają nudę przy bieganiu po schodach. Z tym, że 357 bardziej się nadaje, bo jednak zwykle jest trochę żywsze. Ważne jednak, że jest konkurencja i można sobie w razie czego przełączyć. I nie ma żadnych reklam. Radia trzeba jednak na czymś słuchać i tutaj z pomocą przychodzi głośnik o świetnej funkcjonalności – JBL Link 20. Jest kompatybilny z Google Home, gra wystarczająco głośno i ma baterię, więc mogę go odłączyć od kabla i postawić przy schodach. Fantastyczny gadżet.

I znowuż dochodzimy do pytania – ale gdzie tu jest miejsce dla inteligentnego domu. Oczywiście, że jest – wracamy do liczenia pięter. Dom mnie śledzi – mam przecież czujki ruchu od alarmu. Alarm jest zintegrowany z moim systemem i potrafi sprzedać dane brokerowi MQTT. Czujki widzą mnie zarówno na dole, jak i u góry. W tym miejscu ujawnia się duża zaleta zastosowania MQTT – prostota integracji. Nie wiem czy potrzeba 15, czy 30 minut, że napisać program, który będzie zliczał podejścia, informował krótkim piskiem, gdy zauważy mnie dolna czujka i na głos wypowiadał ile pięter już przebiegłem, gdy jestem u góry. Dodatkowo wyświetla to jako dużą liczbę na terminalu tekstowym (żebym widział, gdy radio gra za głośno).

W każdym razie, mój program napisany dla NodeJS na szybko wygląda tak:

var mqtt = require('mqtt');
var sys = require('sys');
var exec = require('child_process').exec;
var player = require('play-sound')(opts = {});

player.play('a.wav', function(err){ if (err) throw err });

function execcmd(cmd)
{
  var child = exec(cmd, function (error, stdout, stderr) {
  console.log(stdout);
  console.log(stderr);
  if (error !== null) {
    console.log('exec error: ' + error);
  }
});
}

var waitingFor="99";
var count=0;

var mclient  = mqtt.connect("mqtt://192.168.1.50",{clientId:"schodywatch"});
mclient.on("connect",function(){
    console.log("mqtt connected");
    mclient.subscribe('satel/wy');
  });
mclient.on("error",function(error){ console.log("mqtt - can't connect "+error); } );

mclient.on('message', (topic, message) => {
  if(topic === 'satel/wy') {
    detected(message.toString());
  }
});

function detected( txt )
{
  date_ob = new Date();
  if( txt==waitingFor )
  {
    if(waitingFor=="99") { waitingFor="105";
      player.play('a.wav', function(err){ if (err) throw err });
    }
    else { waitingFor="99"; count++; console.log(date_ob.getHours()+":"+date_ob.getMinutes()+":"+date_ob.getSeconds()+" "+count+" podejść");
      mclient.publish("personal/schody", ""+count);
      execcmd('echo '+count+' | festival --tts');
      execcmd('banner '+count+' ');
    }
  }
}

Oczywiście, mógłbym zliczać czas, wyliczać średni czas dla każdego piętra i stopnia, liczyć dystans i różnicę poziomów. Ale czas liczy już AmazFit, którego i tak potrzebuję, żeby kontrolować tętno. A może to kiedyś dodam, w końcu to tylko pomnożenie okrążeń przez 16 metrów dystansu i dwukrotność wysokości piętra, wynoszącej 2,7m. Nie, nie przesadzajmy, liczą się tylko piętra.

Tak więc dzisiaj, po raz kolejny technologia zmotywowała mnie do działania. Znalazłem niecałe 3 kwadranse przerwy w ciągu dnia, żeby wbiec i zbiec 150 razy po schodach. Pokonałem więc 810 metrów różnicy poziomów na dystansie 2,4km. To chyba nie tak źle na kogoś, kto czuje głęboką awersję do biegania? I wnosi na piętro nie tylko same mięśnie. W każdym razie odpowiada to wysokości One World Trade Center (do ostatniego piętra i w dół), bo przecież obrazowe porównania też motywują, prawda?

Jeżeli jesteśmy już przy budynkach amerykańskich i wchodzeniu po schodach, to jakiś czas temu napotkałem takie oto ostrzeżenie, we wcale nie tak wysokim monumencie w centrum Indianapolis.

Jeżeli ktokolwiek dotarł do tego miejsca, to z pewnością zastanawia się, o czym był ten tekst. Ja też nie wiem. Chociaż nie, był to mocno nacechowany emocjonalnie, prozdrowotny felieton programistyczny, promujący rozwiązania technologicznie w służbie zdrowiu. A może ma to być wspomnienie pandemii, o którym za rok będziemy czytać jak o złym śnie, szusując radośnie na nartach?

Na pewno chciałem trochę zmotywować ludzi, którzy niestrudzenie narzekają na swoją dolę i pokazać, że zawsze można znaleźć jakieś rozwiązanie. Poza tym wskazać drogę do wykorzystania tego, co już mamy – bez kupowania czy konstruowania kolejnych gadżetów można zrobić bardzo wiele, wystarczy dobrze przemyśleć temat. A poza tym, jeżeli ktoś rozważa zakup jakiegoś drogiego sprzętu sportowego, a ma opory, żeby zainwestować w inteligentny dom, to teraz może się ich pozbyć i zrezygnować z nowej bieżni na rzecz tysiąca dodatkowych czujek. Jeżeli znajdziemy motywację, to będziemy ćwiczyć niezależnie od tego czym dysponujemy. A jeżeli nie, to schody są jednak bardziej przydatne, niż kurzący się sprzęt sportowy.

Zdrowia zyczę. Lecę na Burdż Chalifa.

Ten wpis został opublikowany w kategorii rozrywka, Uncategorized i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Jedna odpowiedź do Biegam po inteligentnym domu, czyli kondycja w czasach pandemii

  1. rozie pisze:

    Bardzo fajny wpis. Pewnie nie wykorzystam, ale czytało się z przyjemnością.

    BTW 150 cykli to 405 m podejścia. Zejścia się nie liczą. ;-P

Skomentuj rozie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *