Alternatywa dla powerbanku

Od jakiegoś czasu rośnie popularność zapasowych/awaryjnych źródeł zasilania dla naszych telefonów i innych gadżetów. Kiedyś sytuacja była prosta – bateria w telefonie starczała na tydzień bądź dwa tygodnie użytkowania, a jak ktoś miał naprawdę duże wymagania to kupował sobie zapasowy akumulator, który w razie potrzeby wymieniał w telefonie. Pewnie mało kto już pamięta tamte czasy. Potem telefony zaczęły robić się coraz mniejsze, podobnie jak baterie, a użytkownicy przyzwyczaili się do częstszego ładowania swoich gadżetów. Gdy już doszliśmy do etapu miniaturyzacji, przy którym użytkowanie aparatu stawało się niewygodne ze względu na zbyt mały rozmiar i możliwość łatwego zgubienia, trend się odwrócił. Pojawiły się smartfony, które zaczęły rosnąć do rozmiarów, które części osób kojarzą się z początkami ery GSM w Polsce w połowie lat 90. poprzedniego wieku. Czas pracy na jednym ładowaniu jednak nie wrócił do „starych, dobrych czasów”. Duże, jasne ekrany, wymagania wydajnościowe i funkcjonalne sprawiają, że mimo pewnego rozwoju w branży akumulatorów, czas pracy smartfonów na jednym ładowaniu zwykle nie jest imponujący. Bywają oczywiście wyjątki, natomiast 2 dni od odłączenia ładowarki do ponownego podłączenia do gniazdka elektrycznego nie jest złym wynikiem.

Powerbank na akumulatory 18650

Właściwie w dobie standaryzacji ładowarek i wszechobeności USB w naszym życiu, wydawać by się mogło, że nie jest to duży problem. I zwykle nie jest. Nawet producenci sprzętu doszli do wniosku, że jest tak dobrze, że nie potrzebujemy już wymiennych akumulatorów w smartfonach. I chyba tak jest, bo przecież ktoś tak zaprojektowane urządzenia kupuje. Prawda?

Bywają jednak sytuacje, gdy jesteśmy z dala od „cywilizacji”, a musimy naładować, albo chociaż doładować telefon. Tutaj z pomocą przychodzą coraz popularniejsze „powerbanki” – urządzenia z własnym akumulatorem, które mogą zasilać inne urządzenia przez złącze USB. Popularność tych urządzeń jest całkiem duża, a jakość… różnorodna. Problem polega na tym, że zwykle nie wiemy jakie akumulatory znajdują się wewnątrz i na ile możemy wierzyć deklaracji producenta co do ich pojemności.

Powerbank Aili

Oczywiście zawsze można zbudować sobie przenośny zasilacz z wykorzystaniem popularnych ogniw AA niklowo-metalowo-wodorkowych (popularnych „paluszków”), natomiast ich napięcie i pojemność jest dość mizerne w stosunku do naszych potrzeb. Jest jednak pewna alternatywa – wykorzystywana w bardzo wielu urządzeniach, które potrzebują odpowiedniej mocy – akumulatory litowo-jonowe o oznaczeniu 18650. Są one nieco większe od „paluszków”, nieco cięższe, natomiast charakteryzują się nominalnym napięciem 3,7V (4,2V w stanie naładowanym) przy realnych pojemnościach powyżej 2Ah. Ponieważ są one powszechnie używane np. w akumulatorach od laptopów, więc można je tanio kupić na rynku wtórnym, np. na allegro. Jeszcze taniej można je pozyskać ze starych akumulatorów komputerów przenośnych, z czym jest jednak trochę zachodu (trzeba je posprawdzać, posortować zależnie od pojemności i oporu wewnętrznego), a na portalu aukcyjnym możemy już kupić sprawdzone ogniwa, ze znaną pojemnościa, od sprawdzonego sprzedawcy. O ile nowe ogniwa są dość drogie, to używane, ale markowe o pojemności około 2000mAh to koszt około 3zł, a 2500mAh – 5zł. Mamy więc 12-20 zł za pojemność 8000-10000mAh (przy 3,7V), czyli tyle co w powerbanku potencjalnie kilkukrotnie droższym (szczególnie jak ma być „pewny”).

Akumulatory 18650

Ogniwa to jednak jeszcze nie powerbank. Potrzebne jest jeszcze urządzenie, które je bezpiecznie naładuje, udostępni napięcie 5V przez USB i nie dopuści do zbytniego rozładowania akumulatorów. Ja za swój „powerbank” na 4 sztuki ogniw 18650 zapłaciłem 24zł z przesyłką z Chin. Nieco drożej można je kupić w Polsce. Dostępne są oczywiście modele zarówno na większą, jak i na mniejszą liczbę akumulatorów. Należy pamiętać, że możliwość wymiany ogniw w powerbanku może być dużą zaletą w dłuższej podróży, szczególnie, że przez USB ładujemy teraz nie tylko telefony.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć, że z akumulatorami, szczególnie litowo-jonowymi (ale dotyczy to wszystkich), ostrożności nigdy za wiele. Zawsze należy uważać, żeby nie zrobić zwarcia (np. wkładając do ładowarki), ale też, żeby ich nie uszkodzić. To jednak żadna nowość, bo chyba każdy ma taki akumulator, choćby w telefonie, laptopie czy wkrętarce (a może nawet w samochodzie).

Ten wpis został opublikowany w kategorii Non classé i oznaczony tagami , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *